Filip Memches rozmawia z Grzegorzem Przebindą

Triumf Jerozolimy nad Atenami

Rosyjska myśl religijna końca XIX wieku i pierwszej połowy XX kojarzona jest z nazwiskami takich filozofów jak Władimir Sołowjow, Nikołaj Bierdiajew, Siergiej Bułgakow czy Paweł Floreński. Gdzieś obok tego nurtu sytuuje się Lew Szestow, oryginalny samotnik, który z założenia kontestował wszelkie systemy filozoficzne.

Autor rozprawy „Ateny i Jerozolima” pochodził z Kijowa z kupieckiej rodziny żydowskiej praktykującej judaizm, ale w sposób czysto obrzędowy. Wychowanie otrzymał rosyjskie. W roku 1920 wyemigrował do Francji, gdzie przebywał do końca życia.

Szestow, podobnie jak Fryderyk Nietzsche czy Martin Heidegger, odrzucił posokratejskie dziedzictwo Greków. Uważał je za główne źródło nadmiernie racjonalistycznego dyskursu cywilizacji europejskiej. W odróżnieniu jednak od niemieckich filozofów alternatywą dla Rosjanina była Biblia. Traktował ją z pozycji człowieka szukającego w judaizmie i chrześcijaństwie źródeł indywidualnej inspiracji. Przynależność do jakiejkolwiek wspólnoty religijnej była dla niego równoznaczna z poświęceniem żywej wiary w Boga na ołtarzu rozumu. Taka żywa wiara – uważał – nie może być porządkowana przez żadną doktrynę, także religijną.

Szestow podkreślał ograniczoność i niewystarczalność poznania naukowego. Nie ufał wszelkim systematycznym światopoglądom, które w jego przekonaniu przesłaniają bogactwo i różnorodność rzeczywistości. Na pierwszy plan wysuwał konkretne ludzkie życie z całym właściwym mu tragizmem istnienia. Nie uznawał też normatywnej etyki.

Odrzucenie rozumu przez wiarę jawi się na gruncie cywilizacji europejskiej jako obrazoburstwo. W przypadku Szestowa jest to jednak obrazoburstwo twórcze. Może bowiem skłaniać nas do zadawania ważnych pytań dotyczących sytuacji granicznych.

Filip Memches: Filozofia grecka oraz religia Starego i Nowego Testamentu uchodzą za równorzędne filary cywilizacji europejskiej. Tymczasem Lew Szestow przedstawia je jako dwa dyskursy sprzeczne ze sobą. W wizji rosyjskiego filozofa Jerozolima pozostaje w konflikcie z Atenami, co oznacza tyle, że wiary nie da się pogodzić z rozumem. Czy Szestow, opowiadając się po stronie Jerozolimy przeciw Atenom, przyjmuje swoistą postawę barbarzyńcy?

Grzegorz Przebinda: Szestow był myślicielem całkowicie niezakorzenionym i miał pełną świadomość tego faktu. Jego najważniejsza książka z młodych lat nosi tytuł „Apoteoza niezakorzenienia” (w Polsce ukazała się pod tytułem „Apoteoza nieoczywistości”). Zbyt często jednak interpretatorzy Szestowa dają się zwieść jego argumentom, przyjmują jego tezy, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Jeśli bowiem odrzuca się intuicję łączności Jerozolimy z Atenami, a w rezultacie odrzuca się też cały Rzym, to dochodzimy do skrajnego irracjonalizmu. A taki irracjonalizm pociąga za sobą, niestety, amoralizm.

To chyba za daleko idący wniosek...

Istnieje pewne pokrewieństwo myśli Szestowa z twórczością Fiodora Dostojewskiego. W najważniejszych powieściach Dostojewskiego pojawia się pogląd będący przeinaczeniem tego, co św. Paweł wyraził słowami: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest wasza wiara”. Dostojewski twierdzi, że jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to wszystko wolno. On pokazuje swoich bohaterów jako tych, którzy popełniają zbrodnie, gdyż nie wierzą w Boga i w swoje indywidualne istnienie poza granicami śmierci. Szestow snuje podobne rozważania, tyle że w duchu starotestamentowym. Ponadto z aprobatą wyraża się o Kiryłłowie, czyli bohaterze „Biesów”, który uważa, że w świecie nieprzeobrażonym przez wiarę w Boga wolno wszystko.

A może Szestow uświadamia nam ograniczenia dyskursu Greków? Może Ateny sprowadzają zarówno chrześcijaństwo, jak i judaizm do poziomu, na którym kategorie religijne stają się jedynie filozoficzną czy teologiczną abstrakcją?

To prawda, w życiu zdarzają się sytuacje ostateczne, w których rozum zawodzi, a żywa wiara biblijna może stanowić jedyną odpowiedź. W twórczości Szestowa mamy przejmujące rozważania o Hiobie. Tu widać pewien wpływ, chociaż niebezpośredni, Sørena Kierkegaarda. Tylko czy z tego naprawdę można wnioskować, że rozum jest nieprzydatny? Nie ma nic groźnego w tym, że ktoś, idąc śladami Szestowa, w zaciszu swojego gabinetu odrzuca Platona bądź Arystotelesa. Gorzej natomiast, gdy czyni z tego projekt dla jakiejś wspólnoty religijnej, kulturowej czy cywilizacyjnej.

Szestow to myśliciel kulturowego pogranicza rosyjsko-żydowskiego oraz w mniejszym stopniu religijnego pogranicza chrześcijaństwa i judaizmu. Czy za jego pośrednictwem duchowość żydowska oddziaływała w jakiś sposób na rosyjską filozofię religijną pierwszej połowy XX wieku?

Szestow nie był wyznawcą judaizmu ani żadnej innej zorganizowanej religii. Swoje życie duchowe realizował poza jakąkolwiek wspólnotą religijną. Nie mieści się też w głównym nurcie rosyjskiej filozofii religijnej. Z judaizmu i chrześcijaństwa wybierał tylko określone wątki pojmowania człowieka i świata. Natomiast już w latach 80. XIX wieku judaizm był przedmiotem poważnej refleksji Władimira Sołowjowa, filozofa szukającego – w przeciwieństwie do Szestowa – porozumienia Jerozolimy z Atenami. Był on pierwszym myślicielem rosyjskim, który postawił kwestię religii żydowskiej jako wstępu do chrześcijaństwa. A trzeba pamiętać, że robił to w latach 80. XIX wieku, gdy w Rosji kwitł antysemityzm i odbywały się pogromy. Tezy Sołowjowa okazały się w dodatku prekursorskie wobec tego, co zostało uchwalone na Soborze Watykańskim II i znalazło się w dokumencie „Nostra aetate”. Później wątek konieczności dopełnienia Starego Testamentu przez Nowy rozwijali na porewolucyjnej emigracji Nikołaj Bierdiajew i Siergiej Bułgakow. Z kolei Iwan Iljin rozważał Stary Testament w kontekście niesprzeciwiania się złu siłą. Wśród Żydów rosyjskich budziło to rozmaite zastrzeżenia. Tak było w przypadku Michaiła Agurskiego, rosyjskiego dysydenta pochodzenia żydowskiego, który w latach 80. zarzucał Bułgakowowi instrumentalne traktowanie judaizmu. Według Bułgakowa naród żydowski został rozproszony po świecie z powodu swoich grzechów i tego nie zrozumiał. Podobne ujęcie znajdujemy w twórczości Sołowjowa.

W rosyjskiej myśli religijnej mamy więc ciekawą ambiwalencję wobec judaizmu.

Kultura żydowska jest historiozoficzna. Rosjanom nie wystarczał ahistoryzm Greków, nie wystarczała im refleksja nad bytem, który jest poza historią. Potrzebowali dynamiki żydowskiej, bo to Żydzi stworzyli pierwszą historiozofię. Dlatego dla rosyjskich filozofów tak ważny był Stary Testament, który próbowali twórczo przezwyciężać.

Czy dzisiaj filozofowie ci wracają do łask w swojej ojczyźnie?

Nie. Jedynym przedstawicielem rosyjskiej myśli emigracyjnej, który doczekał się uznania w postkomunistycznej Rosji, jest wspomniany Iljin. Jego zwłoki zostały zresztą ekshumowane razem ze zwłokami generała Antona Denikina i następnie pochowane w Moskwie. A cała reszta tej grupy myślicieli, do której zaliczani są Bierdiajew, Bułhakow i Lew Karsawin, uważana jest przez rosyjską Cerkiew za bandę modernistów. W połowie lat 90. jakiś hierarcha prawosławny dokonał nawet aktu spalenia ich książek, żeby pokazać, iż między Rosją a Europą panuje nieprzezwyciężalna sprzeczność. Szestow, chociaż nie należy do tego nurtu, uważany jest za tego najgorszego, bo o prawosławiu wyrażał się źle.

*Grzegorz Przebinda, ur. 1959, rusycysta, historyk idei, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się dziejami religijnej i społecznej myśli rosyjskiej. Opublikował m.in. książki: „Włodzimierz Sołowjow wobec historii” (1992) oraz „Między Moskwą a Rzymem. Myśl religijna w Rosji XIX i XX wieku” (2003).

http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article406114/Triumf_Jerozolimy_nad_Atenami.html