Grzegorz Przebinda

70 lat temu ogłoszono w ZSRR pięciolatkę ateistyczną

Bóg na stosie

15 maja 1932 r. Stalin ogłosił plan partyjnej i państwowej polityki religijnej. Zgodnie z nim „do dnia 1 maja 1937 r. na całym terytorium ZSRR nie powinien pozostać ani jeden dom modlitewny i samo pojęcie Boga winno zostać przekreślone jako przeżytek średniowiecza, jako instrument ucisku mas pracowniczych”.

Na pytanie Fiodora Dostojewskiego: czy wszystko wolno, gdy Boga nie ma – Rosja w swej dwudziestowiecznej historii odpowiadała na ogół twierdząco. Już jej religijni myśliciele drugiej połowy XIX w. – Piotr Czaadajew, Władimir Sołowjow – przestrzegali współziomków przed rzeczywistością bez Stwórcy. Przewidywali, iż może stać się ona nieludzka. Ich obawy w pełni potwierdzili w pierwszej połowie XX w. bolszewicy i staliniści.

U schyłku stulecia wojujących bolszewickich ateistów zastąpili wszelako prawosławni nacjonał-bolszewicy, którzy mówią: Bóg jest rosyjski, toteż wszystko wolno. Pośród nich gwiazdą pierwszej wielkości jest Aleksander Dugin. Jako autor Podstaw geopolityki chce on przyłączyć do Wielkiej Eurazjatyckiej Rosji wszystko to, co ongiś należało do ZSRR. Jego ideał to Trzeci Rzym – Trzeci Reich – Trzecia Międzynarodówka, które mają zniszczyć zwolenników otwartego społeczeństwa Karla Poppera. W pracy Templariusze proletariatu erudyta Dugin proponuje potworny zarys etyki szczegółowej, w której centrum, dosłownie, błyszczy ostrze topora Raskolnikowa. Przykazanie „nie zabijaj” nie jest, według Dugina, chrześcijańskie, nowotestamentowe, lecz żydowskie, starotestamentowe. Trzeba je tedy odrzucić i wprowadzić przykazanie eurazjatyckie: „Nie «nie zabijaj»”... To wcale nie płaski żart, lecz dokładny cytat z Templariuszy proletariatu Aleksandra Dugina, wydanych w Moskwie w 1997 r. przez wydawnictwo Arktogieja.

Przestroga Dostojewskiego

Po rewolucji październikowej pokolenie religijnych filozofów Rosji – Mikołaj Bierdiajew, Siergiej Bułgakow, Siemion Frank – znalazło się na przymusowej emigracji. Z rozpaczą ogłosili urbi et orbi, że opuścili oto kraj, gdzie zadekretowano państwowe bezbożnictwo, na dodatek antyhumanistyczne. W Kraju Rad wszystko było wolno i wszystko było dobre, jak to już ongiś zapowiedział w Biesach Kiriłłow w rozmowie ze Stawroginem: „A jeśli ktoś umrze z głodu – pyta Stawrogin – jeśli skrzywdzi i zhańbi dziewczynkę, czy także będzie dobrze? – Dobrze – odpowiada Kiriłłow. – I jeśli ktoś roztrzaska głowę za dziecko – także dobrze. I jeśli nie roztrzaska – dobrze. Wszystko jest dobrze, wszystko. Temu jest dobrze, kto wie, że wszystko jest dobrze” (tł. Tadeusza Zagórskiego i Zbigniewa Podgórca). Dobre jest więc wszystko, co służy dobru rewolucji.

Osoby głoszące podobne poglądy nie pozostawały w Rosji wyłącznie bohaterami powieści. W ten sposób postępowali również ludzie z krwi i kości, ideolodzy i praktycy o konkretnych imionach i nazwiskach – przecież Dostojewski był realistą, nie lękającym się ukazywania najbardziej mrocznych aspektów rzeczywistości. Przesadą byłoby twierdzić, że w jego powieściach, przede wszystkim w Zbrodni i karze oraz w Biesach, odnajdujemy przewidujący i dokładny opis tego wszystkiego, co potem spotkało Europę w nieludzkim, szczególnie w jego pierwszej połowie, XX stuleciu. Czy jednak byłaby to przesada duża? Przecież obie książki opisują przedwstępnie, to prawda, ale za to z jakim jasnowidztwem dzieje narodów w XX w. w Europie od Oświęcimia po Kołymę i Magadan. Dostojewski opisał kres marzeń człowieka o kryształowym pałacu przyszłości oraz przewidział – a jakże! – leninizm i stalinizm w akcji.

Lenin przeciwko bozi

Oto co pisał Lenin w połowie listopada 1913 r. w liście do Maksyma Gorkiego: „...każda idea religijna, każda idea o każdym bozi, nawet każdy flirt z bozią jest niewymowną ohydą, którą ze szczególną tolerancją (a często nawet życzliwością) przyjmuje demokratyczna burżuazja – właśnie dlatego jest to ohyda najbardziej niebezpieczna, zaraza najbardziej nikczemna”. Dodawał: „«Ludowe» wyobrażenie o bozi i boskości jest ludową tępotą”.

Korzenie tej rozbrajającej postawy wobec „bozi” tkwiły naturalnie w równie szczerym co wulgarnym empiryzmie XVIII w. i w prostolinijnym engelsizmie następnego stulecia: „Trzeba będzie obecnie zapewne pójść za radą, jakiej udzielił niegdyś Engels niemieckim socjalistom: tłumaczyć i masowo rozpowszechniać francuską literaturę ateistyczną, literaturę okresu Oświecenia XVIII w.” (Lenin, Socjalizm a religia, 1905).

Lenin podpisywał się także pod tezą Marksa o religii jako opium dla ludu i był gorącym orędownikiem poglądu, iż „ludzie szukają drogi do nieba z tej prostej przyczyny, że zboczyli ze szlaku na ziemi”. Wszelako przestrzegał bolszewików przed okazywaniem otwartej wrogości wobec „przeżytków religijnych”. Apelował, aby nie „wdawać się w awanturnicze wojny polityczne z religią”. Mogłoby to bowiem obrazić uczucia zwykłych ludzi w Rosji, którzy są potencjalnie sprzymierzeńcami bolszewików: „Trzeba walczyć za pomocą uświadamiania. (...) Najgłębszym źródłem przesądów religijnych jest nędza i ciemnota; z tym właśnie złem powinniśmy walczyć”.

Czad religii

W wyniku rewolucji październikowej państwo zostało oddzielone od Cerkwi, a w konstytucji gwarantowano obywatelom zarówno swobodę sprawowania kultu religijnego jak i swobodę antyreligijnej propagandy. Jak wyglądała ta pierwsza wolność, wszyscy wiemy, druga zaś swoboda umiała rzeczywiście przejawić się w działaniu. Jeszcze VIII Zjazd RKP(b) w 1919 r. przestrzegał nazbyt gorliwych bolszewików przed obrażaniem religijnych uczuć mas pracujących. Oczywiście nie słuchano tego w powszechnym antyreligijnym amoku. W latach 1922–1941 wydawano gazetę Bezbożnik, a w 1926–1941 – pismo Antirieligioznik. Był jeszcze Ateista i Wojujący ateista. W 1925 r. powstał Związek Wojujących Bezbożników ZSRR. Tylko w 1929 r. wydano 34 mln ulotek antyreligijnych.

Oficjalnym guru tego ruchu był Jemielian Jarosławski, długoletni redaktor Bezbożnika i Antirieligioznika. W okresie 1922–1929 kierował on Tajną („nie obrażać uczuć”!) Komisją Antyreligijną przy KC. Był też autorem kilku engelsowskich w duchu, a więc jakże prostackich, książek wykorzystywanych w ZSRR do 1941 r. w procesie ateizacji. W Polsce czas na ich publikację nadszedł dopiero w okresie późnogomułkowskim. Dzięki wydawnictwu Książka i Wiedza oraz wysiłkowi translatorskiemu Konstantego Judina czytelnik mógł się w 1964 r. zapoznać z pracą Jarosławskiego Bogowie są śmiertelni 1923): „Książka ta winna pomóc szerokim masom ludzi pracujących, a szczególnie młodzieży, w przezwyciężeniu czadu religii”.

Krew naszych braci

Podczas gdy „nieuświadomiony lud” był, mimo wszystko, cierpliwie edukowany, to inteligencję prawosławną albo natychmiast wyrzucono z granic Rosji Radzieckiej, albo też planowo i z zimną krwią wymordowano. Poczynając od 1918 r. Cerkiew w Rosji zaczyna przeżywać swój okres gehenny, najtragiczniejszy w ponaddziewięćsetletnich dziejach. Losy tysięcy męczenników prawosławnych – ale także katolickich, pod tym względem w ZSRR panowała równość absolutna – do dzisiaj nie są jeszcze w pełni opisane. Nikt nigdy nie prześladował chrześcijan bardziej niźli władza bolszewicka – w jej obliczu nawet cesarz Neron mógłby się wydać krwiożercą łagodnym. Patriarcha Tichon Bieławin tak pisał w liście do Lenina w listopadzie 1918 r.: „Krew naszych braci bestialsko pomordowanych z twego rozkazu płynie rzekami i woła o pomstę do nieba. Obiecałeś wolność, ale jej nie dałeś, wykorzystując swą władzę dla prześladowania bliźnich i unicestwiania niewinnych”. W heroicznym liście patriarchy nie było ani pół słowa nieprawdy.

W 1922 r. Lew Trocki wygnał na Zachód większość myślicieli chrześcijańskich. Ci zaś, którzy pozostali w kraju, prędko trafili do łagrów. Na szczególne przypomnienie zasługuje tutaj ojciec Paweł Florenski, duchowny i myśliciel, jeden z głównych umysłowych filarów rosyjskiego modernizmu. Przed 1917 r. poszukiwał on dróg porozumienia rosyjskiej inteligencji prawosławnej z Cerkwią. Bolszewicy zniweczyli takie plany. W tragicznym 1937 r. Florenski został rozstrzelany na Wyspach Sołowieckich; odbyło się to w łagrze założonym jeszcze przez Lenina w starym rosyjskim kompleksie klasztornym. To bolszewickie wyniszczenie inteligencji religijnej, która nigdy nie zdołała się odrodzić w stopniu wystarczającym, stanowi obecnie jeden z głównych problemów prawosławia – nie tylko w Rosji.

Cerkiew samoupaństwowiona

Nie jest to zresztą problem jedyny. Kościoła prawosławnego w ZSRR zniszczyć wprawdzie nie zdołano, ale przetrwał on za cenę ogromnego kompromisu. Następca patriarchy Tichona, Siergij Stragorodski, wystąpił w 1927 r. z deklaracją lojalności wobec państwa radzieckiego. Józef Smaga w leksykonie „Kto jest kim w Rosji po 1917 r.” pisze: „Dla jednych była to «herezja siergizmu», zdrada ideałów chrześcijańskich, dla pozostałych jedyna szansa ratowania prawosławia jako legalnej instytucji”. Skłaniam się osobiście ku drugiej odpowiedzi, wiedząc jednak, ile to kosztowało Cerkiew i jaką cenę za ów akt koniecznego ustępstwa płaci ona po dziś dzień.

Gdy tylko 22 czerwca 1941 r. hitlerowskie Niemcy – nie bacząc na pakt Mołotowa z Ribbentropem – napadły na Związek Radziecki, Stalin wydał rozkaz zatrzymania wszelkich „bezbożnych publikacji”. We wrześniu zaprzestano antyreligijnych edycji i zlikwidowano ostatecznie Związek Wojujących Bezbożników. 4 września 1943 r. doszło na Kremlu do spotkania Stalina i Mołotowa z Siergijem Stragorodskim (mianowanym wkrótce patriarchą Moskwy i całej Rosji) oraz dwoma innymi metropolitami Cerkwi. Józef Smaga pisze: „Na spotkaniu zapada decyzja o prawnej legalizacji Cerkwi. Otrzymuje ona szansę oficjalnego działania za cenę absolutnej lojalności politycznej”. Właśnie dzięki temu, jak można sądzić, a nie za sprawą przebrzmiałych już haseł o walce klas Stalin zdołał wygrać tę potworną wojnę.

Za Nikity Chruszczowa prześladowania religii znowu powrócą, ale sytuacja – w sensie podporządkowania Cerkwi państwu w zamian za pewną wyrozumiałość tego ostatniego – unormuje się za Leonida Breżniewa. Taki stan rzeczy, z wyjątkiem jakże krótkiego okresu nadziei na odrodzenie Cerkwi w Rosji za Michaiła Gorbaczowa, trwa w Rosji aż do dzisiaj. Patriarcha Pimen Izwiekow wygłaszał za Breżniewa płomienne przemówienia na kolejne rocznice rewolucji październikowej. Patriarcha Aleksij II Rydygier, także czując ducha czasu, popiera integrację Rosji z Białorusią i Ukrainą i milczy strategicznie w obliczu okrucieństw wojsk rosyjskich w Czeczenii. Ostatnio zaś wezwał prawosławnych Rosjan do „pokojowego, lecz stanowczego przeciwstawienia się ekspansji katolicyzmu”.

Oby nie wykorzystali tej intelektualnej słabości Cerkwi ideolodzy w rodzaju Dugina, który niechybnie podpisałby się pod wypowiedzią Szatowa z Biesów: „Nigdy jeszcze tak nie było, aby u wszystkich albo u wielu narodów był jeden wspólny Bóg, ale zawsze i u każdego był osobny. (...) Każdy naród ma swoje własne pojęcie zła i dobra i swoje własne dobro i zło”. Taka właśnie ideologia doprowadziła ongiś do powstania pieców krematoryjnych.

Omawiane rosyjskie bezbożnictwo może mieć więc wymiar zarówno neobolszewicki jak i neonazistowski. A dzisiejsi wojujący bezbożnicy walczą na ogół w imieniu „boga rosyjskiego”. Życzmy sobie, aby temu procesowi postawiło tamę nowe państwo rosyjskie – przy niechybnym wsparciu inteligencji i, mimo wszystko, Cerkwi prawosławnej. Nie chce się bowiem wierzyć, aby ostatnie antyeuropejskie i antykatolickie demonstracje w Moskwie, Pskowie, Nowosybirsku, Irkucku, mogły stać się wstępem do czegoś znacznie gorszego.