Grzegorz Przebinda

Myśl rosyjska z perspektywy Isaiaha Berlina

Rosyjskie idee i wojska

W każdej frazie i spostrzeżeniu Isaiaha Berlina widać głębokie zrozumienie Rosji i myśli rosyjskiej, ale zarazem – gdy potrzeba – surowy krytycyzm. Berlin porusza się jak domownik po sferze ideowej Rosji, spiera się z jej myślicielami jak ze współczesnymi.

„Rosyjscy myśliciele” Isaiaha Berlina to dziesięć znakomitych esejów o wpływowych bohaterach lewego skrzydła myśli rosyjskiej XIX wieku: Aleksandrze Hercenie, Iwanie Turgieniewie, Wissarionie Bielińskim, Michaile Bakuninie, Piotrze Ławrowie, Nikołaju Michajłowskim i Lwie Tołstoju. Są tu także teksty ogólne: „Rosja i rok 1848”, „Hercen i Bakunin o wolności jednostki”, opowieści o narodnikach i o kłopotach liberalizmu w Rosji (na przykładzie duchowych perypetii Iwana Turgieniewa).

Lis, który chciał być jeżem

Tołstoj, choć mało miał wspólnego z liberalnym nurtem, tak bliskim Berlinowi, pozostaje jego ulubionym rosyjskim pisarzem. I właśnie esej o nim pt. „Lis i jeż” należy do najlepszych w zbiorze.

Berlin wykorzystał tu werset z greckiego poety Archilocha: „Lis wie wiele rzeczy, ale jeż jedną niemałą”. Ta fraza, jak twierdzi, odzwierciedla podział między dwoma typami pisarzy i myślicieli wszystkich epok i języków, a może nawet oddaje różnicę między ludźmi w ogóle. Drugi typ sprowadza wszystko do jednej zasady, konstruuje systemy, hołduje metodzie „dośrodkowej”. Przedstawiciele pierwszej kategorii wolą cele różnorodne, często niezwiązane ze sobą i sprzeczne, czyli „odśrodkowe”. Autorytarne „jeże” skłonne są widzieć w historii „rozumne konieczności”, podczas gdy liberalne „lisy” wolą zdecydowanie samo życie z jego – oby jak najszerszą – wolnością wyboru i różnorodnością.

Ciekawie wygląda Berlinowska lista „jeży” i „lisów”. Do pierwszej kategorii zaliczył Dantego, Platona, Lukrecjusza, Pascala, Hegla, Dostojewskiego, Nietzschego, Ibsena, Prousta (są oni jeżami w różnym stopniu). „Lisią” kategorię reprezentują Herodot, Arystoteles, Montaigne, Erazm, Molier, Goethe, Balzac, Joyce i Puszkin (ostatni nawet jako „arcylis”). Gdy chodzi o Lwa Tołstoja, to – zdaniem Berlina – jest on z natury lisem, który chciał być jeżem.

Heglowska historiozofia z „Wojny i pokoju” była czymś zewnętrznym dla autora powieści. W rzeczywistości fascynowali go ludzie i ich różnorodne charaktery – Andrzej Wołkoński, Piotr Bezuchow, Natasza Rostowa... Prawdziwe życie składa się z „myśli, wiedzy, poezji, muzyki, miłości, przyjaźni, nienawiści, namiętności”. Konkret i wielobarwność życia stoi w zdecydowanej opozycji wobec mętnych wywodów socjologów i historyków. Tak uważał w głębi duszy Tołstoj, sam niestety nie stroniąc od nieludzkich schematów. Czyżby zapomniał słów z „Fausta”: „Szara jest każda teoria, a tylko złote drzewo życia się zieleni”?

Klarowność metody, podług której wartość światopoglądu mierzy się jakością obecnego w nim liberalizmu, została w „Rosyjskich myślicielach” dopełniona pięknem formy. W każdej frazie i spostrzeżeniu widać głębokie zrozumienie Rosji i myśli rosyjskiej, ale zarazem – gdy potrzeba – surowy krytycyzm. Berlin porusza się jak domownik po sferze ideowej Rosji, spiera się z jej myślicielami jak ze współczesnymi, odnosi się z odrazą do przestrzeni politycznej dawnego imperium, prawicowych despotów i tępych urzędników. Podobną postawę współrozumienia i krytycyzmu przejawia także w stosunku do filozofii europejskiej XIX wieku, a więc starszego brata całej myśli rosyjskiej tego stulecia.

Przywołajmy na dowód fragment, który dotyczy „tajemnic” Hegla i Schellinga: „Prace wczesnych niemieckich myślicieli romantycznych – Herdera, Fichtego, Schellinga, Friedricha Schlegla i ich następców – nie są łatwe w czytaniu. Powszechnie kiedyś podziwiane traktaty Schellinga są jak mroczny las, w który nie radzę się zagłębiać – vestigia terrent, zbyt wielu zawędrowało tam chętnych poszukiwaczy, by nigdy nie powrócić. Jednak trudno pojąć sztukę i myśl tego okresu – w Niemczech, lecz także w Europie Wschodniej i Rosji, będących de facto niemiecką intelektualną prowincją – nie dostrzegając spowodowanego przez tych metafizyków, a zwłaszcza Schellinga, głębokiego zwrotu myślowego: od osiemnastowiecznych mechanicystycznych koncepcji do wyjaśniania w kategoriach estetycznych i biologicznych”... Wartość podobnych spostrzeżeń widać szczególnie tam, gdzie Berlin pisze o zderzeniu buntowniczego romantyzmu z mieszczańskim pragmatyzmem w Europie.

Przeciw determinizmowi

Autorem syntetycznego posłowia do „Rosyjskich myślicieli” jest Andrzej Walicki, filozof i znawca myśli rosyjskiej. Poznał on Isaiaha Berlina osobiście przed czterdziestu czterema laty w oksfordzkim kolegium All Souls. Potem systematycznie zagłębiał się w jego dzieło, dając dziś klarowny i pożyteczny opis liberalizmu Berlina.

Centrum światopoglądu stanowi tu apologia tzw. wolności negatywnej („wolność od”), która w godziwym ustroju ma królować niepodzielnie, co najmniej w sferze ludzkiej prywatności... I niech nie myli nazwa – „wolność od” to jedyna w istocie wolność podług Berlina... Jednostka czuje się tutaj wyzwolona nie tylko od przymusu, lecz w ogóle od każdej ingerencji z zewnątrz.

Jednakże pochwała „wolności od” nie łączyła się u Berlina z usprawiedliwieniem wolnej amerykanki (lesseferyzmu) w sferze gospodarczej. Myśliciel był przekonany, że nowoczesne państwo w drugiej połowie XX wieku powinno ingerować – ale rozumnie, w stopniu wysoce ograniczonym – w dziedzinę ekonomiczną, w sprawy rynku. „Berlinowska krytyka wolności pozytywnej – tłumaczy Walicki – nie była wymierzona w programy socjalne, mające na celu dostarczenie jednostkom materialnych środków do korzystania z wolności; sprzeciwiała się jedynie paternalizmowi państwowemu”.

Polski historyk idei ukazał też znakomicie kontekst polityczny, w jakim funkcjonowały Berlinowskie eseje o dziewiętnastowiecznej myśli rosyjskiej, pisane w latach 1948-73, a więc także w okresie stalinowskim. Rozważania o Bielińskim i Hercenie, którzy „zdobyli się na protest przeciw Heglowskiej Konieczności Dziejowej, odmawiając uznawania jej za sankcję moralnego zła”, stanowiły z kolei protest Berlina w obliczu legitymizacji stalinizmu jako „konieczności dziejowej”.

Usprawiedliwianie zbrodni polityków teorią konieczności nie było niestety charakterystyczne wyłącznie dla elit partyjnych w Europie Wschodniej. Podobne tezy głosili wówczas także wpływowi intelektualiści zachodni, zwłaszcza we Francji. Pisze Walicki: „Dzięki Koestlerowskiej »Ciemności w południe« nie można już było pozorować niewiedzy o okropnościach Wielkiej Czystki, można jednak było – jak to uczynił wybitny fenomenolog Maurice Merleau-Ponty w książce »Humanizm i terror« (1947) – usprawiedliwiać te zbrodnie wyższą koniecznością, odkrytą i uzasadnioną przez marksizm – jedyną filozofię pozwalającą ocalić wiarę w sens dziejów”.

W Anglii z kolei sądzono, że „prawo konieczności dziejowej” nie obowiązuje co prawda nad Tamizą, ale można je stosować do opisu rzeczywistości wschodnioeuropejskiej. Bertrand Russell uważał na przykład, że Rosjanie zasłużyli sobie na komunizm jako naród gorszy od innych... Dla mnie to lustrzane odbicie przekonania cenzora carskiego, który w 1872 roku zezwolił na publikację w Rosji przekładu pierwszego tomu „Kapitału”, bo myślał, że straszna rzeczywistość opisana w traktacie Marksa istnieje wyłącznie w rzeczywistości zachodnioeuropejskiej. A rosyjskie teksty Berlina można dziś traktować jako odtrutkę w równej mierze na deterministyczny heglizm Merleau-Ponty’ego i Sartre’a, co na rasizm polityczny Russella.

Rosja zbrojna w Europie

Syntetyczny esej „Wspaniałe dziesięciolecie” opowiada o narodzinach inteligencji w Rosji. Stało się to, zdaniem Berlina, po zwycięskiej dla Petersburga wojnie z Napoleonem. W umysłach rosyjskich oficerów, późniejszych dekabrystów, zrodziło się wtedy poczucie godności narodowej. Połączyło się ono, na szczęście, z poczuciem odpowiedzialności za przerażający stan imperium.

Pisze Berlin: „Zwycięstwo nad Napoleonem i marsz na Paryż to wydarzenia nie mniej doniosłe w ideowej historii Rosji niż reformy Piotra. Dzięki nim Rosja zyskała świadomość narodowej jedności, poczuła się wielkim uznanym przez innych europejskim narodem; zrozumiała, że nie jest masą pogardzanych barbarzyńców stłoczonych za jakimś chińskim murem (...). Nieuchronną konsekwencją fali patriotyzmu był wzrost poczucia odpowiedzialności za panujący w Rosji chaos, brud, biedę, nędzę, nieudolność, brutalność i przerażający bałagan”.

Kolejną graniczną datą dla Rosji był rok 1825. Po stłumieniu powstania dekabrystów Mikołaj I, despota absolutny o mentalności kaprala, uznał się za władcę powołanego przez Opatrzność do walki z ateizmem, liberalizmem i rewolucją. Gdy w 1848 roku wybuchło powstanie ludowe w Berlinie, car ogłosił, że nie wpuści obcej zarazy do Cesarstwa. W szkicu „Rosja i rok 1848” Berlin opowiada, jak Mikołaj wysyłał na rewolucyjne Węgry 200-tysięczną armię pod wodzą Paskiewicza: „Wojska rosyjskie dowodzone przez Paskiewicza zdławiły rewolucję na Węgrzech; wpływy rosyjskie odegrały decydującą rolę w stłumieniu rewolucji w innych prowincjach cesarstwa austriackiego i Prus; potęga Rosji w Europie, a także przerażenie i nienawiść, jakie budziła ona w sercu każdego liberała i konstytucjonalisty poza jej granicami, dosięgły szczytu. Dla demokratów Rosja była w owym okresie mniej więcej tym, czym w naszych czasach mocarstwa faszystowskie: wrogiem numer jeden wolności i oświecenia, siedliskiem ciemnoty, okrucieństwa i ucisku, krajem najczęściej i najgwałtowniej potępianym przez własnych, żyjących na wygnaniu synów”.

Podobne sprawiedliwe twierdzenia Berlina znacznie osłabiają tezę o braku jakiejkolwiek łączności między imperialną polityką carów a zaborczym despotyzmem okresu bolszewickiego. Historia, szczególnie w swym imperialnym wariancie, lubiła się niestety powtarzać także w XIX i XX stuleciu. Wojskowa interwencja cara w 1849 roku może być dziś pojmowana jako pierwsza próba tłumienia – przez imperialną Rosję – wolności na Węgrzech. Czyż nie powtórzyło się to w 1956 roku? Wojska Chruszczowa w Budapeszcie kontynuowały proces, który zapoczątkował imperator Mikołaj I. Car czynił to dla Boga i tronu, sekretarz KPZR – w imię rewolucji i ateizmu.

Bakunin i Madonna Sykstyńska

Negatywnym bohaterem „Rosyjskich myślicieli” jest Michaił Bakunin (1814-1876). Ten jakobin i anarchista z „bożej łaski” lubił się przyznawać do koneksji z... Lucyferem. Przez Berlina został z kolei przyrównany do Marksa, choć Bakunin tego ostatniego szczerze nienawidził. Szczególnie po tym, jak Marks w 1848 roku opublikował w „Nowej Gazecie Reńskiej” artykuł o Bakuninie jako agencie rządu rosyjskiego, a potem oskarżył go – zupełnie niesłusznie! – o kradzież pieniędzy przeznaczonych na rosyjskie tłumaczenie „Kapitału”.

Berlin bardzo nie lubił rozwichrzonej doktryny Bakunina. Ta myśl „nieodmiennie prosta, jasna i płytka”, „zbuntowana przeciw heglizmowi i jawnie nienawidząca chrześcijaństwa” jest przecież „konwencjonalnym zlepkiem obojga”. Jak Samson XIX wieku, Bakunin „wzywa hołotę z półświatka, a zwłaszcza burzące się chłopstwo, Pugaczowów i Razinów, by powstali i obalili świątynię niesprawiedliwości i zła”. W Rosji to była rzeczywiście, jak twierdzi Berlin, „świątynia zła”, ale metoda Bakunina – który nawoływał do zbrojnego buntu synów przeciw ojcom – prowadziła nieuchronnie do nowego despotycznego antypaństwa.

Ale Isaiah Berlin umie także wyrazić podziw dla kaznodziejskich talentów Bakunina, który nawet z osła zdołałby uczynić płomiennego rewolucjonistę. „W Moskwie z radością przemieniał spokojnych studentów w derwiszy, ekstatycznych poszukiwaczy estetycznego i metafizycznego celu. W późniejszych latach stosował swe talenty na szerszą skalę – pracując z najmniej obiecującym ludzkim materiałem – szwajcarskimi zegarmistrzami i niemieckimi chłopami – których zaraził niewiarygodnym entuzjazmem, jakiego nikt przedtem ani potem nie zdołał z nich wykrzesać”.

Dodajmy, że Bakunin był nie tylko teoretykiem rewolucji, lecz także nieomal zawodowym rewolucjonistą. Pomysły miewał różne. W maju 1849 roku w czasie oblężenia Drezna radził chwytającym za broń profesorom, muzykom i farmaceutom – jak pisze Hercen w „Rzeczach minionych i rozmyślaniach” – aby wystawili na mury miasta Madonnę Sykstyńską Rafaela i obrazy Murilla. Wtedy Prusacy wykształceni w nazbyt klasycznym duchu („zu klassich gebildet”) zapewne nie będą strzelać.

Myśliciele obecni i odrzuceni

Książka Berlina w warstwie etyczno-polemicznej jest skierowana przeciw historycznej konieczności, prowadzącej na ogół na Sołówki. Autor był przekonany, że potencjalne źródło natchnienia dyktatorów może się znajdować nie tylko w heglizmie, ale także w religijnej philosophiae perennis. Obu ideologiom zarzucał – jak pisze Walicki – „uniwersalistyczny absolutyzm” (stojący w opozycji do „pluralizmu wartości”) oraz skłonność do wyznaczania „jednego dominującego kryterium działań społecznych”.

Ani dyktatura proletariatu, ani teokracja nie pozostawiają skrawka przestrzeni dla wolności negatywnej człowieka. Głoszą za to „wolność pozytywną” – komuniści mówią tu o „uświadomionej konieczności”, a teokraci o „wolności w prawdzie”. Ma rację Walicki, gdy broni tej liberalnej koncepcji Berlina i dodaje w jego duchu: „jest dopuszczalne, a nawet konieczne, ograniczanie wolności jednostki w imię innych wartości, takich jak np. sprawiedliwość, równość, szczęście, bezpieczeństwo, porządek publiczny. Zawsze jednak należy nazywać rzecz po imieniu, a nie maskować ograniczanie wolności powoływaniem się na wyższą pozytywną wolność”.

Gdy Berlin dokonuje autorskiej prezentacji oraz oceny myśli Bielińskiego i Hercena, uwypukla głównie liberalne elementy ich światopoglądu. U późnego Bielińskiego i u Hercena po 1848 roku na emigracji były one rzeczywiście obecne. Żaden jednak nie stał się aż takim piewcą wolności i personalizmu, jakby to chciał widzieć Berlin. Brytyjski badacz nie bał się zarazem wyrażać sympatii wobec „robespierryzmu” młodego Bielińskiego, a ponadto – co już budzi mój gorący sprzeciw – podziwu dla terrorystycznej metody narodników.

Przypomnijmy, że działali oni w latach 70. XIX wieku i wsławili się w 1881 roku zabójstwem cara-reformatora Aleksandra II. W efekcie nastąpił dla Rosji okres antyreform, a potem rewolucja bolszewicka jako lekarstwo gorsze od choroby. Ciekawe, że korzenie tej narodnickiej fascynacji Berlina tkwią w jego dość osobliwej – tylko tutaj! – metodzie aktualizowania idei. Walicki sięga pamięcią do spotkań z Berlinem w połowie lat 60. XX stulecia: „żywo reagował na opowieść jednego ze swych doktorantów, byłego uczestnika żydowskiego ruchu oporu na brytyjskim terytorium mandatowym w Palestynie, o olbrzymim wrażeniu, jakie wywarł na nim rosyjski przekład »Płomieni« Stanisława Brzozowskiego – powieści o bohaterskich terrorystach z Narodnej Woli”... A gdyby Berlin potem usłyszał, że na heroiczno-terrorystyczną tradycję Żelabowa i Pierowskiej powołuje się jakiś terrorysta palestyński, wykształcony w breżniewowskiej Moskwie?

Rzuca się w oczy niechęć badacza wobec wszelkiej filozofii religijnej, i to nie tylko w Rosji. Czyżby wszystko, co łączy się z fides, było tylko elementem totalitarnej philosophiae perennis? Walicki, też liberał i agnostyk, stanął tu sprawiedliwie w opozycji: „W tej kwestii nasze poglądy różniły się. Stosunek Berlina do myślicieli religijnych dowodził niestety, że jego zdolność empatii była w tym zakresie ograniczona, sam przyznawał zresztą, że jest człowiekiem »beznadziejnie świeckim« i nie ma »zrozumienia« dla teologii mistycznej w stylu Włodzimierza Sołowjowa”.

Ten sam brak empatii wykazał Berlin, gdy pisał o Dostojewskim jako o „jeżu”. Kto jednak zna dramatyczne wątki powieści Dostojewskiego i chociaż raz potrafił się wczuć się w losy jego bohaterów („negatywni” często głoszą tu hasła „pozytywnych” – i vice versa), ten może powiedzieć: „Dostojewski to lis nocny, który za dnia pragnął być jeżem”. Ale Berlin, jak sam to przyznawał, nigdy nie szukał dostępu do spraw ostatecznych, które tak bardzo nurtowały Dostojewskiego. Wystarczały mu „kwestie przedostateczne” Iwana Turgieniewa.

Turgieniew i... Putin

Końcowa praca o autorze „Ojców i dzieci” jest dla mnie najbardziej wartościowym szkicem w „Rosyjskich myślicielach”. Metoda opisu połączyła się tutaj ściśle z przedmiotem – oto mamy nie tylko piękno stylu i empatię, ale także adaequatio intellectus et rei.

Turgieniew jako myśliciel środka – obok Sałtykowa-Szczedrina, Czechowa, Iwana-Razumnika – został w Rosji odrzucony zarówno przez rewolucyjną lewicę, jak i przez reakcyjną prawicę. Nie lubili go Dobrolubow i Czernyszewski na lewicy oraz Katkow i Dostojewski na prawicy. Dzisiaj – pisze Berlin – jego utwory są niezbędne dla każdego, kto chce Rosję zrozumieć: „powieści Turgieniewa, a zwłaszcza »Ojcowie i dzieci«, okażą się – niezależnie od swych literackich walorów – dokumentem, kluczem do przeszłości Rosji i naszej teraźniejszości, równie podstawowym jak sztuki Arystofanesa dla zrozumienia antycznych Aten czy listy Cycerona albo powieści Dickensa i George Eliot dla zrozumienia Rzymu i wiktoriańskiej Anglii”... Aby tak pisać, trzeba było mieć ogromną odwagę intelektualną i gust estetyczny, a zarazem dogłębnie rozumieć Rosję i życzyć jej szczęścia w dobrych sprawach.

* * *

A gdyby tak – skoro mowa o ideach i o wojskach Rosji – przejść od historii idei do polityki i zastosować jeżo-lisią miarkę Berlina do charakterystyki dwóch ostatnich prezydentów Federacji Rosyjskiej? Czyżby Jelcyn był tu jeżem, a Putin lisem? I czy coś z tego wynika dla Rosji na najbliższe lata?

Isaiah Berlin, „Rosyjscy myśliciele”. Tłum. Sergiusz Kowalski, tłum. eseju „Jeż i lis”: Andrzej Konarek, Henryk Krzeczkowski, Krystyna Tarnowska. Warszawa 2003, Prószyński i Spółka.

Bardzo dobre przekłady nie zostały dopełnione odpowiednio uważną redakcją. W spisie treści mamy „Rosja i rok 1948” zamiast „1848”. Na s. 328 czytamy, że Berlin w latach 1945-46 spotykał się w Moskwie z Leonidem Pasternakiem, a chodzi oczywiście o noblistę Borysa, syna Leonida. Występujący na s. 12 „Nikołaj Annienkow”, miernota i szef represyjno-cenzorskiego Komitetu Drugiego Kwietnia, przez autora indeksu został uznany za „Pawła Annienkowa”, autora ważnego dla Berlina eseju „Wspaniałe dziesięciolecie”.

Sir Isaiah Berlin

Historyk idei, filozof polityczny, eseista, przedstawiciel filozoficznego liberalizmu, krytyk marksistowskiego determinizmu i doktryn totalitarnych, urodził się w 1909 r. w Rydze w rodzinie żydowskiej (był wnukiem rabina). Wydarzenia 1917 roku obserwował w Piotrogrodzie, w 1919 wyemigrował z rodzicami do Anglii. Studiował w Oksfordzie, podczas wojny pracował w służbie dyplomatycznej. Wykładał w Oksfordzie (członek All Souls College) i w Nowym Jorku, był rektorem Wolfson College w Oksfordzie (1966-75), przewodniczył British Academy (1974-78). Laureat wielu nagród, w 1957 r. uzyskał tytuł szlachecki. Tłumaczył na angielski dzieła klasyków rosyjskich (m.in. Turgieniewa). Zmarł w 1997 r. w Oksfordzie. Wydał m. in.: „Karol Marks: jego życie i środowisko” (1939, wyd. pol. 1999), „Historical Inevitability” (1955), „Dwie koncepcje wolności” (1958, wyd. pol. 1991), „Cztery eseje o wolności” (1969, wyd. pol. 1994), „Concepts and Categories” (1978), „Rosyjscy myśliciele” (1978, wyd. pol. 2003), „Pod prąd: eseje z historii idei” (1979, wyd. pol. 2002), „Personal Impressions” (1980), „The Crooked Timber of Humanity: Chapters in the History of Ideas” (1990), „Zmysł rzeczywistości: studia z historii idei” (1996, wyd. pol. 2002); pośmiertnie ukazały się m. in. „Korzenie romantyzmu” (1999, wyd. pol. 2004).